31 lipca 2016

Rozdział 3

Hermiona obudziła się lekko zdezorientowana. Wydawało jej się, że jest w niebie, bo oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze do jasności pomieszczenia. Dopiero po chwili zorientowała się, gdzie się znajduje, a pomógł jej charakterystyczny zapach pomieszczeń sanitarnych.
Rzadko kiedy, znajdowała się w tym miejscu jako pacjentka. Zwykle przychodziła tu bo Harry spadł z miotły, bo Harry się z kimś pobił itp. Nie często była tu z powodów swojego zdrowia, bo miała bardzo dobrą odporność i nie pakował się nigdy w tarapaty.
Teraz było inaczej...
Przypomniała sobie wydarzenia z dnia poprzedniego. Po tym, jak Harry zemdlał na lekcji eliksirów, prawie od razu poszła do biblioteki, w poszukiwaniu powodu złego stanu zdrowia jej przyjaciela. Od zawsze, gdy w jej życiu działo się coś strasznego czy przykrego, odnajdowała pewnego rodzaju spokój i pomoc właśnie w różnych księgach. Zaczęła już przeglądać zbiory biblioteki od czasu rozpoczęcia roku, kiedy to Harry po raz pierwszy się przyznał do tego, że coś go boli. Niestety więcej mogłaby znaleźć w Dziale ksiąg zakazanych, ale tam teoretycznie nie miała dostępu. Oczywiście mogła pożyczyć Pelerynę niewidkę, ale nawet z nią nie zawsze było bezpiecznie.
Troszkę się zagapiła i przesiedziała w bibliotece nawet porę kolacji. Zmartwiła się bardzo, bo obiecała Ronowi, że pójdą na nią oraz wrócą razem. Na szczęście, według jej obliczeń, Ronald zwykle o tej porze nadal jadł, więc dziewczyna pośpiesznie zabrała swoje rzeczy, żeby chociaż wrócić do Gryffindoru z rudzielcem.
Gdy znalazła się już w połowie drogi do Wielkiej sali, zza rogu wyszedł dość wściekły Weasley.
Już miała mu powiedzieć, że przez szukanie pomocy dla Harrego, zapomniała o towarzyszeniu mu tego wieczora, lecz ten brutalnym ruchem zaciągnął ją w głąb korytarza.
Reszty nie chciała pamiętać, bo jeszcze bała się tego wszystkiego. Zawsze uważała, że Ron taki nie jest i nigdy by jej nie skrzywdził, bo była jego przyjaciółką, ale pomyliła się i to bardzo.
Położyła się na lewym boku, w kierunku drzwi wyjściowych. Myślała, że może ktoś ją odwiedzi, zanim pójdzie na śniadanie. Miała nadzieję, że nie będzie musiała dzisiaj oglądać Rona, bo zdolna byłaby rzucić na niego klątwę, w obawie przed swoim życiem.
Obróciła się kolejny raz, w drugą stronę. Na nocnym stoliku w kryształowym wazonie stał bukiet róż. Nie były to bynajmniej zwykłe róże, które można kupić w zwykłym sklepie. Były to zaczarowane różem, które do tej pory Hermiona widziała tylko w ilustracjach książek. Być może nigdy nie widziała ich na żywo, dlatego, że jeden kwiat kosztował fortunę, a co dopiero cały bukiet.
Róże były czarne i nie różniłyby się prawie niczym szczególnym od zwykłych mugolskich róż, gdyby nie ich w całości czarna łodyga i liście oraz dziwna właściwość. Bowiem, gdy ktoś w jakiś sposób skaleczył roślinkę, np. oderwał płatek czy kawałek liścia, z rany wypływała czerwona ciecz przypominająca krew.
- Cudowne kwiaty, choć kojarzące się ze śmiercią” - pomyślała.
Hermiona zaczęła się zastanawiać, kto mógł wysłać jej te kwiaty. Jednej rzeczy była pewna, nie były one od Ronalda, gdyż jego NIGDY nie byłoby na takie róże stać. Poza tym dostęp do nich, mógł mieć ktoś bardzo wysokiej rangi, co w ogóle nie pasowało do 3/4 ludzi w Czarodziejskim społeczeństwie.
Dziewczyna wstała z łóżka, gdyż przypomniała sobie o tym, jak jej kochana matka znajdywała liściki z wiadomością w bukietach, które wysyłał jej mąż. Hermiona zawsze uważała, że jej ojciec jest absolutnie wspaniałym i romantycznym mężczyzną, i od najmłodszych lat marzyła o znalezieniu kogoś takiego jak on.
Prawie przeoczyła czarną karteczkę, ponieważ zlewała się ona z kolorem kwiatów.

Widzicie? Nawet śmierć ma serce.
TMR

Hermiona zaczęła się bać tego, kto wręczył jej ten podarek. Rozumiała, że ktoś chciał sprawić jej przyjemność dając bukiet, ale fakt, że na liściku był cytat jej ulubionego mugolskiego autora Marcusa Zusak'a, był dość przerażający. Nidy nie mówiła nikomu o tym, jak bardzo lubi jego powieści i nikt nigdy nie widział jej z jakąś jego książką w dłoni. Wszystko mówiło jej, że ktoś jej się uważnie przygląda i to było całkowicie straszne.
Upuściła notkę na podłogę i przysiadła na brzegu łóżka. Wszystko ją trochę przytłoczyło. Najpierw dziwny Ron, który najwyraźniej znęcałby się nad nią dłużej, gdyby nie Harry, a potem dodatkowo jakiś podglądacz.
- Kim jesteś...?! - powiedziała w przestrzeń.
- Kimś kto cie kocha... - usłyszała w swej głowie.


W nocy, po tym co zrobił, Harry nie umiał spać i przez cały dzień był znowu niewyspany. Czuł się jak zombie i po wzroku innych ludzi, doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej tak właśnie wygląda. Wszyscy szeptali, gdy szedł korytarzem, a niektórzy wskazywali na niego palcem.
Z trudem przetrwał cały dzień, ale czekał go jeszcze codzienny szlaban ze Snape'm. W sumie to nawet się z tego cieszył. Nauczyciel był od początku roku jakoś dziwnie spokojny, ale jak Harry zauważył, działo się tylko na jego szlabanach. Na normalnych lekcjach nadal był wrednym nauczycielem, ale jakby zmienił się, bo jak na razie nie odjął Harremu żadnych punktów.
Nastolatek przystanął przed drzwiami i zapukał nieśmiało. Słyszał zza drzwi szurnięcie krzesła i odgłos obcasów. Snape gwałtownie otworzył drzwi i spojrzał na chłopaka, który zaczął nerwowo skubać swoje ubranie.
Severus wpuścił go do pomieszczenia i zamknął je na klucz. Nadal stał przy drzwiach i przyglądał się Harremu. Widział bardzo szczupłego i dość wysokiego chłopaka, z artystycznym nieładem na głowie. Gdy nadal się nie ruszył, Potter odwrócił się do tyłu i Severus ujrzał przepiękne zielone oczy, które nie były schowane za okularami. Jakoś wcześniej nie przyglądał się im i teraz wydawały mu się być bardziej zielone, niż każda inna rzecz tego koloru, którą widział.
Podszedł do biurka, usiadł na krześle i gestem nakazał Harremu usiąść w ławce naprzeciw. Gdy uczeń posłusznie wykonał polecenia, Snape wyciągnął encyklopedię o eliksirach, samo napełniające się pióro i pergamin, po czym polecił Potter'owi napisanie zadanie, które mieli napisać wszyscy inni.
Harry wziął się do pracy, co było stosunkowo dość trudne, ponieważ ciągle czuł na sobie wzrok Snape'a.
Profesor nie krył się z tym, że się przypatruje i nie miał zamiaru przestać. Miał nadzieję, że pisanie zajmie chłopakowi bardzo dużo czasu i będzie mógł się gapić bardziej.
Severus wiedział, że zostało mu bardzo mało czasu żeby powiedzieć Harremu całą prawdę o wypiciu eliksiru, gdyż specjalnie skonstruował formułę, tak aby działała najszybciej jak się dało. Według niej każdy jeden miesiąc zwykłej ciąży równa się jednemu TYGODNIOWI ciąży magicznej. Harry zdziwiłby się bardzo, gdyby w czwartym tygodniu zacząłby się poszerzać w okolicy brzucha. Snape teraz przeklinał swoje umiejętności, bo gdyby nie one, jego eliksir nie mógłby tak przyśpieszać. Tylko najlepsi byli w stanie nauczyć się tak warzyć, a on był najlepszy, choć nie zawsze w to wierzył.
Musiał mu to dzisiaj jakoś wytłumaczyć, choć nie bardzo widział jak to zrobić. Severus wiedział, że w tym stanie Harry nie może siedzieć w szkole i musi go na kolejne 5 tygodni gdzieś zabrać. Oczywiście nie wiedział, czy chłopak się na to zgodzi, ale według Snape'a, nie miał alternatyw.
Po dwóch godzinach Harry miał już w całości napisaną pracę i położył ją na biurku nauczyciela. Snape nawet na nią nie spojrzał, tylko ciągle patrzył się na chłopaka. Harry nerwowo poruszył się na krześle, pod jego badawczym wzrokiem. Może nie był on nieprzyjemny, ale jednak nastolatek nie czuł się zbyt komfortowo.
Już miał zamiar coś powiedzieć, lecz Snape go uprzedził.
- Panie Potter. Obawiam się, że oboje musimy bardzo poważnie porozmawiać. Zapraszam więc pana do moich komnat, w których ostatnio pan dochodził do siebie.
Harry zarumienił się, gdy usłyszał profesora mówiącego „dochodził”, nawet jeśli było to w całkiem innym kontekście. Szybko zgodził się i oboje po chwili byli już w kwaterach Severusa.
Tutaj nastąpiło całkowicie załamanie świata Harrego Pottera. Przez jakiś czas tkwił sobie w szoku i żadne słowa Snape'a do niego nie docierały. Zamknął się w głębi własnego umysłu i słyszał tylko bicie swojego serca. Severus przygotował się na to i włożył do ręki chłopaka eliksir uspokajający, który ten od razu wypił.
Chwilę trwało jego całkowite uspokojenie się i dopiero, gdy było już okay, Severus zaczął mówić dalej.
- To nie będzie zwykłe dziecko. Magia je stworzyła z połączenia nas obu i ta sama magia będzie mu towarzyszyć przez całe życie. Nie wiem na czym dokładnie będzie to polegać, ale sądzę, że magiczne dzieci będą łatwiej razić sobie z nauką zaklęć, a ich magia będzie potrafiła wchłonąć niektóre z zaklęć, zagrażających im życiu. Nie będą nieśmiertelne, ale na pewno mniej śmiertelne niż zwykli ludzie. A działa to przez dodanie do bazy eliksiru troszkę nasion...
- Severusie Snape! To nie lekcja eliksirów! - krzyknął Harry, sam dziwiąc się, że to zrobił. - Przepraszam...
Severus tylko uśmiechnął się pod nosem. Zauważył, że nawet ten symptom został stworzony.
- Wracając do rozmowy... Zostało ci 5 tygodni do rozwiązania i czy tego chcesz czy nie, musisz się się ukryć. Dobrze wiesz, że twoje życie nie jest bezpieczne...
- Twoje też nie jest! - warknął, a nauczyciel westchnął.
- Jeśli będziesz mi przerywać, to nigdy nie skończymy tej rozmowy! -mimowolnie Harry ucichnął. - Wiem, że ci się to całkowicie nie podoba, ale to też moje dziecko, więc od razu mówię ci, że będzie się wychowywać w pełnej rodzinie.
- Co masz na myśli?
- Musimy się pobrać – powiedział rzeczowo Severus i przyjrzał się twarzy chłopaka. Harry wyglądał jakby już wcześniej sobie to uświadomił i nie był w ogóle zdziwiony.
- Rozumiem – powiedział i wstał z miejsca. Powolnym krokiem, nie oglądając się za siebie, podszedł do drzwi. Położył dłoń na klamce i nie odwracając się do Snape'a, rzekł:
- Miejmy nadzieję, że przynajmniej ono będzie szczęśliwe.
I wyszedł, zostawiając profesora samego. Severus przez długie minuty nie mógł otrząsnąć się z tego uczucia, jakie pozostawiły po sobie słowa Harrego. Wiedział, że nie będzie mu się to wszystko podobać, ale nie sadził, że nastolatek potraktuje to wszystko jak jakąś przeklętą karę. Snape cieszył się, że Harry pogodził się z tym, że nie ma sposobu na pozbycie się magicznej ciąży, i że wszystko przyjął w miarę spokojnie, ale nigdy nie chciał, żeby było o dla chłopaka więzieniem, w którym już nigdy nie miałby być szczęśliwym.


Harry biegł. Nie bardzo wiedział, gdzie biec, ale chciał się znaleźć jak najdalej od tego wszystkiego. Wyjście ze szkoły było bardzo proste, bo wciąż jeszcze niektórzy spacerowali po błoniach i żaden z nauczycieli nikogo nie przeganiał. Potter nie martwił się nawet tym, że może ktoś zauważyć jak wychodzi poza teren szkoły, bo w tej chwili nic nie mogło być już gorsze, żadna kara.

Brama była już dość mocno zardzewiała, więc, gdy Harry pchnął jedną z jej drzwi, te głośno zaskrzypiały. Rozglądnął się czy nikt go nie śledzi i opuścił teren Hogwartu.


Draco śledził Pottera od kiedy ten wybiegł z sali Snape'a. Oczywiście zdążył jeszcze rzucić na siebie prosty czar, dzięki, któremu był niewidoczny dla Potter'a i szybko pomknął za nim. Harry wyglądał trochę jak jakiś szaleniec. Biegł tak szybko, że wszyscy ludzie, których mijał, patrzyli się na niego bardzo dziwnie. Oczywiście chłopak widział to i pędził jeszcze szybciej, jakby chciał się ukryć przed ich wzrokiem.
Blondyn myślał, że Potter pójdzie do Hagrid'a czy na błonia i zdziwił się, kiedy tamten skierował się w stronę bramy – wyjścia z terenu szkoły.
Draco wiedział, że takie opuszczanie Hogwartu jest bardzo niebezpieczne i jeśliby ktoś zaatakowałby gryfona, ten nie miałby zbyt wielu szans. W tej sytuacji postanowił, że potowarzyszy mu i zawołał chłopaka.
Harry odwrócił się, ale widząc Malfoy'a, odwrócił się z powrotem.
- Potter! Czyś ty do reszty oszalał?! - warknął podbiegając bliżej, idącemu już chłopakowi. Po chwili minął go i uniemożliwił przejście. - Co ty do cholery robisz?!
Harry popatrzył na niego z groźbą w oczach i wyciągnął różdżkę.
- Malfoy! Zejdź mi z drogi bo inaczej...
- Oj przestań już... Powiedz mi tylko dlaczego uciekasz, a wtedy zostawię cie w spokoju.
Chłopak zastanowił się przez moment. Wiedział, że nie może powiedzieć Malfoy'owi prawdy, ale wiedział też, że tamten od razu zorientowałby się, czy Harry kłamie, gdyż on po prostu tego nie potrafił.
Stwierdził więc, że lepiej będzie zbyć młodego Malfoy'a. Idąc za swoim zamiarem szybko odwrócił się i wrócił na teren szkoły. Żałował, że nie udało mu się uciec i ukryć przed wszystkimi dla świętego spokoju, ale miał nadzieję, że uda mu się to następnym razem.
Usłyszał śmiech Dracona, który szedł za nim. Nie miał zamiaru się odwracać, ale zrobił to, gdy usłyszał jak Malfoy został przez kogoś zawołany. Draco zasalutował do niego i pobiegł do reszty ślizgonów.
Resztę drogi Harry przebył samotnie, ale w drzwiach przywitał go Severus Snape.
- Gdzie ty byłeś?! - warknął, chwytając go za ramiona.
Chłopak wspiął się na palcach i powiedział:
- Chciałem uciec... I zrobię to! Może nie dzisiaj, ale zrobię to...
Wyszarpał się z uścisku i wszedł do szkoły.

6 komentarzy:

  1. Jezzu! Strasznie podoba mi się twoje opowiadanie już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów proszeeee dodaj jeszcze!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo... Jaki suprajsik! Myślę sobie... A zobaczę czy pojawił sie nowy rozdział... I, co? I, co? Moja mordziaga uśmiechnęła się od uch do ucha... ^_^
    Jak na Pottera to strasznie spokojnie przyjął wiadomość. Spodziewałam sie bardziej... Wiesz płaczu jakiegoś ataku szalu...

    Voldemort wyznający miłość? Bosz... Normalnie gleba na plecy i nie wstaje!
    No, ale czytać oczywiście bedę... :)
    Pozdrowionka i duuużo veny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    inicjały TMR, kojarzą mi się z Riddlem, czyżby to o niego miało chodzić spokojnie to przyjął, a potem jak widać Severus chce stworzyć rodzinę, mam nadzieję, ze relacje się ocieplą, bo tak jak padło, traktuje to jak karę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    świetne, te inicjały T.M.R. kojarzą mi się tylko z jedną osobą... z Riddlem, spokojnie to przyjął, jak widać Severus chce stworzyć rodzinę, mam nadzieję że z czasem ich relacje się ocieplą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    rozdział świetny, inicjały T.M.R. kojarzą mi się tylko z jedną osobą... z Tomem Riddlem, jak widać spokojnie to przyjął, Severus chce stworzyć prawdziwą rodzinę, mam nadzieję że z czasem ich relacje się ocieplą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, te inicjały T.M.R. kojarzą mi się tylko i wyłącznie z jedną osobą... a dokładniej z Tomem Riddlem, jak widać spokojnie to wszystko przyjął, Severus chce stworzyć z Harrym prawdziwą rodzinę, mam nadzieję, że z czasem jednak ich relacje się ocieplą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń