1 maja 2016

Rozdział 2

Harry był bardzo zdziwiony nagłym wyjściem Snape'a, ale jeszcze bardziej zaszokowało go to, jak nauczyciel z impetem wrócił do pomieszczenia. Wyglądał jak szaleniec, który uciekł z oddziału zamkniętego w Świętym Mungu. Słaniał się na nogach i co chwilę powtarzał, że TO nie mogło się wydarzyć. Chłopak w ogóle nie rozumiał zachowania swojego nauczyciela, to było całkiem niepodobne do niego.
Potter czuł ulgę, gdy Snape kazał mu już iść do Pokoju wspólnego i oczywiście, prawie biegnąc, opuścił salę lekcyjną. Zorientował się, że Snape odpuścił mu tego dnia szlaban, bo właśnie powinien się zacząć.
Prawie odczuwał szczęście, gdyby nie to jego bóle i ciągłe dudnienie w głowie. Mógł poprosić Snape'a o jakiś eliksir, ale wolał nie pogrążać bardziej swojej sytuacji, zwłaszcza, że podczas ostatniego wypadku zmarnował tak wiele cennych, leczniczych mikstur.
Harry z ledwością wspinał się po kolejnych schodach, ale i tak miał szczęście, bo żadne z nich nie robiło mu psikusów, zmieniając położenie. Ta dobroć z ich strony i tak wiele nie zmieniała, bo schodów na wieże było o dużo za dużo.
Właśnie miał pokonać ostatnie schodki, gdy usłyszał czyjś bardzo energiczny i wzburzony monolog. Głos wydawał mu się niezwykle znajomy i chłopak, najciszej jak potrafił, przybliżył się do miejsca, skąd dobiegały dźwięki.
Od razu rzuciły mu się w oczy rude włosy jego przyjaciela Rona i burza brązowych loków przyjaciółki, Hermiony. Zastał ich w bardzo dziwnej pozycji, która całkowicie mu się nie podobała, zwłaszcza, że widział, jak Hermiona próbuje się wyrwać. Ron trzymał ręce dziewczyny złączone nad głową, w silnym uścisku, a dziewczyna, bezskutecznie, próbowała się z owego uścisku uwolnić.
Potter już trzymał w dłoni różdżkę, lecz żadne zaklęcie, które nie uszkodziłoby trwale jego kumpla, nie przychodziło mu na myśl. W głowie miał tylko jedno... CRUCIO!
- Zamknij się! - usłyszał ostre syknięcie. - Widziałem jak z nim rozmawiasz! Dobrze wiesz, że ci tego zabroniłem!
- A- ale...
- Kurwa! Nie obchodzą mnie twoje kłamliwe tłumaczenia, dziwko! Oboje wiem, co z nim robiłaś – Ron chwycił ją brutalnie za pierś. - Podobało ci się kiedy to robił?! Dobrze wam było razem... Widzę to po twojej minie...
Po tych słowach, coś zagotowało się się w Harrym. Jak burza ruszył w stronę teraz już BYŁEGO przyjaciela i mocnym Expeliarmus'em, rzucił nim o ścianę. Przez jego żyły przepływała teraz czysta wściekłość i teraz tak naprawdę nic nie mogło powstrzymać go przed wielką zemstą. Rzucał w Rona tyloma zaklęciami, że nie potrafiłby w ogóle ich zliczyć. Był w takim transie, że nie zauważył błagania Hermiony, żeby przestał, jak i tego, że z nosa kolegi ciekła krew.
Harry wiedział, że to co zrobił Ronald było całkowicie niewybaczalne oraz, że jeszcze za mało wycierpiał, ale przestał rzucać w niego zaklęciami i wrócił do wciąż płaczącej przyjaciółki. Nie wiedział, co miał zrobić z dziewczyną, bo nigdy nie był dobry w jakimkolwiek pocieszaniu, nie mówiąc już o takich sytuacjach. Sam był kompletnie przerażony zachowaniem Weasley'a i bał się tego, co chłopak mógł jeszcze zrobić w przyszłości.
Po chwili namysłu, wziął ją na ręce, nie zważając na to jak bardzo czuł się słabo. Musiał ją zanieść do Skrzydła szpitalnego, bo widział, że bez pomocy Magomedyczki, dziewczyna sama się nie uspokoi.
Na ich szczęście Ambulatorium nie było zbyt daleko i oboje dotarli tam już po kilku minutach. Gdy dotarli na miejsce, Poppy Pomfrey widząc stan nastolatki, od razu skierowała ją na jedno łóżko i napoiła środkiem nasenno-uspokajającym, a po chwili Hermiona już spokojnie spała. Pomfrey zapytała się jeszcze tylko Harrego, czy jemu też coś dolega, na co on od razu zaprzeczył i chwilę później wyszedł.
Miał plan znaleźć Rona i dokończyć to co zaczął. Miał nadzieję, że chłopak nie poszedł już nagadać o nim już wszystkim, a w szczególności opiekunce domu, bo nie chciał się tłumaczyć z powodów swoich czynów, poza tym nie wiedział, czy Hermiona chce mówić o tym, co się wydarzyło.
Dość długo przeszukiwał szkołę, ale opłacało się, bo w końcu znalazł Weasley'a, o dziwo w lochach. Szedł w stronę pokoju wspólnego Slytherinu.
Harry, w domu wujostwa, nauczył się poruszać cicho jak mysz, więc teraz przyczajenie się na Ronalda, było wręcz dziecinnie proste. W pewnym momencie, wypowiedział bardzo cicho zaklęcie unieruchamiające i roześmiał się, gdy chłopak upadł na twarz, czemu towarzyszył dźwięk łamanego nosa. Podszedł do niego i z pogardą obrócił go stopą, twarzą do siebie.
- Weasley! Jak mogłeś tak potraktować Hermionę, którą podobno kochałeś...?! - wytknął mu, warcząc.
- Ale ta szlama nie odwzajemniła moich uczuć! - wypluł, po czym dostał pierwszego kopniaka w brzuch.
Harry sam nie wiedział, skąd w nim tyle wściekłości. W pewnym sensie czuł się z tym źle, ale wiedział, że robi to, co słuszne. Przynajmniej słuszne w jego rozumowaniu. Nie wiedział, dlaczego jego kumpel stał się tak zazdrosny, podły i brutalny i nawet nie chciał wiedzieć. Nie chciał jeszcze bardziej go znienawidzić, bo takie właśnie uczucia czuł w stosunku do niego. Całkowita nienawiść, której nie umiał się pozbyć.
Słowo, którego, tak bardzo się obawiał, nadal krążyło w jego głowie. Trzymało jego myśli i sprawiało, że nie potrafił skupić się na niczym innym, jak tylko na tym jednym, szczególnym wyrazie.
- Crucio!
I nagle świat jakby się zatrzymał. Harry stracił całkowite panowanie nad sobą i siłą woli natężał moc zaklęcia. Widział jak bezradny Ron wije się na podłodze w olbrzymim bólu, ale za nic nie chciał tego przerywać. Uczucie, które towarzyszyło rzucaniu tego zaklęcia, było nie do opisania i Harry napawał się tym uczuciem. W tej chwili zrozumiał, dlaczego tak wielu używa zaklęć niewybaczalnych. Są one absolutnie wspaniałe i ma się chęć używania ich dalej.
Jego wzrok przesunął się po postaci rudzielca i Potter dostrzegł kałużę krwi otaczającą leżącego na podłodze chłopaka. Różdżka wypadła z jego dłoni, a on patrzył na swoje dzieło w wielkim przerażeniu. Upadł na kolana i schował głowę w ramionach. Po lochach rozległ się potępieńczy płacz.

Draco Malfoy właśnie wracał do pokoju wspólnego, po wysłaniu listu do ukochanego ojca. Ostatnio widział Lucjusza w wakacje i nawet wtedy było to dosyć rzadko.
Starszy Malfoy był bardzo zapracowanym człowiekiem, ale bardzo starał się poświęcać jak najwięcej czasu swojemu synowi. Jego żona, Narcyza, nie rozmawiała z nim prawie wcale, od czasu urodzenia się Draco. Ich małżeństwo było zaaranżowane jeszcze, gdy byli całkiem mali i po raz pierwszy spotkali się dopiero na swoim ślubie. Nigdy nie pałali do siebie zbyt wielką sympatią i nie zmieniło się to nawet po narodzinach ich syna. Pani Malfoy całkowicie nie interesowała się zajmowaniem się dzieckiem, toteż cały ten obowiązek spadł na skrzaty i Lucjusza, gdy ten akurat był w domu.
Tak właśnie rodziła się wielka zażyłość między ojcem i synem, a później też między kochankami... Oboje na początku bali się swoich uczuć i próbowali z nimi walczyć, poprzez coraz rzadsze kontakty, ale dopiero po jakimś czasie zorientowali się, że nie potrafią dalej tak żyć.
Narcyza wydawała się nie wiedzieć o wszystkim, a nawet jeśli wiedziała, to najwyraźniej nie raziło ją to w oczy, tak jak powinno.
Draco kochał Lucjusza i Lucjusz kochał Draco. Dla tych dwojga nie liczyło się nic więcej. Co prawda musieli ukrywać swój związek przed innymi, ale nie czuli się z tego powodu nieszczęśliwi. Cieszyli się tym, że mogą w domu być sobą, nawet jeśli zazwyczaj musieli udawać i odgrywać przypisane im role przykładnego ojca i posłusznego syna.
Czasami męczyło Draco, udawanie i miał ochotę wykrzyczeć całemu światu, że kocha swojego ojca, tak jak syn nie powinien kochać ojca i kompletnie w dupie ma wszystkich tych, których to gorszy. Ale nigdy by tego nie zrobił... Ojciec by go zostawił, tego Draco był pewny i z całego swojego serca, nie chciał tego, więc siedział cicho.
Od czasu kiedy otrzymał, pierwszy w tym roku szkolnym, list od ojca, a było to następnego dnia po rozpoczęciu roku, wcale się z nim nie rozstawał. Dzięki niemu czuł, że Lucjusz cały czas o nim myśli i tak jak on tęskni. Może i dla każdego, kto by go przeczytał list wydałby się całkiem zwyczajny, ale Draco nauczył się wyszukiwać subtelne dowody miłości, które skrzętnie ukrywał jego ojciec.
Koperta, choć minęło już trochę czasu od otrzymania listu, nadal wyglądała idealnie i nadal pachniała jak starszy Malfoy. Cudownie połączenie drogiej wody kolońskiej i tytoniu, zapach, który od zawsze kojarzył się Draco z Lucjuszem.
Nastolatkowi zostały do przejścia ostatnie stopnie i będąc już u dołu zauważył nieprawdopodobną scenę: Harry Potter klęczał nad zakrwawionym ciałem Rona Weasley'a. Pewnym krokiem podszedł bliżej, żeby uważniej przyjrzeć się wszystkiemu.
Potter prawie w ogóle się nie rusza i miał zasłoniętą dłońmi twarz, ale Draco i tak dojrzał łzy, wypływające z oczu chłopaka. Ten widok mu się absolutnie nie podobał, ponieważ zawsze sądził, że Superbohaterzy nie płaczą i Potter też nie powinien.
Przypomniał sobie jak to ojciec uczył go sprawdzać, czy ktoś żyje i właśnie w tej chwili ucieszył się, że nie musi, jak mugole, dotykać czyjejś skóry, szczególnie Weasley'owskiej. Przejechał różdżką na całej długości ciała rudzielca i po chwili otoczyła go jasnoniebieska mgła.
- No widzisz, Potter! Żyje! Nie musisz się już mazać, jak jakiś Puchon na lekcji ze Snape'm – powiedział rzucając proste zaklęcie, zasklepiające rany.
Potter oczywiście w ogóle nie zareagował, tylko nadal moczył rękawy ubrań. Draco zirytował fakt, że w jakimś stopniu był przez Gryfona ignorowany i rozważał nawet odejście stamtąd, ale widząc tą Potter'owską kupkę nieszczęść nie mógłby tak postąpić. Widocznie nawet Ślizgoni potrafią pomagać.
Draco uniósł zaklęciem ciało Weasley'a i dziwną inkarnacją sprawił, że przeniosło się ono do ambulatorium.
- Dziękuję, Draco! Nie wiem co bym bez ciebie zrobił... - zironizował blondyn, czyszcząc różnymi zaklęciami ślady krwi. - Oddam ci swoje konto w Gringottcie, za twoją pomoc...
- Chyba oczekujesz zbyt wielu...
- Nareszcie...! Już myślałem, że i ciebie będzie trzeba zanieść do tej staruchy. Ewentualnie na oddział do Munga. Wiesz, takie przypadki, to tylko na izolatkę z luksusowymi bez klamkowymi drzwiami. Powiemy też, że to nie blizna po niewybaczalnym, ale że pociąłeś się w akcie desperacji i dorzucą ci przepiękny kaftanik z długimi rękawami.
- Jakiś ty dowcipny – warknął Harry podnosząc się z podłogi. Chciał ominąć Malfoy'a i wrócić do komnaty, ale ten chwycił, go za tył mundurka i przytrzymał się w miejscu.
- A zapłata, Potter?! Co ty myślisz, że to za darmo zrobiłem...?!
Harry odwrócił się i zapytał, czego chce, a widząc złowrogi błysk w oczach blondyn, lekko się zląkł.
- Idziemy do mnie!

Pech chciał, że za daleko nie doszli, bo po schodach właśnie zszedł Snape. W tym momencie oboje zdali sobie sprawię, z tego, że właśnie zaczęła się cisza nocna, a oni łamią regulamin.
Draco, ratował fakt, że był prefektem swojego domu, a Harry nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Czekał tylko, aż Snape odejmie mu punkty.
- Panie Potter... Dlaczego znajduje się pan podczas ciszy w pobliżu innego domu? Widzę, że w ostatnim czasie nie otrzymał pan, żadnej kary...
- Dostałem...
- Cicho! Za szwendanie się po nocy kolejny tydzień szlabanu ze mną – tu uśmiechnął się lekko i pomaszerował w stronę swoich kwater.
Harry zastanawiał się, czy się przewidział. Przecież Snape się NIGDY nie uśmiecha. Aż tu nagle szczerzy się, podczas wlepiania Potter'owi szlabanu.
„- Od zawsze lubił mnie gnębić” - posmutniał, ale po chwili się zirytował, bo usłyszał śmiech Draco.
- Och, Potter! Ostatnio coś długo u niego przesiadujesz... Może powinienem się obawiać o mojego opiekuna...?
I odszedł, zanim Harry zdążył jakkolwiek zareagować.

Harry Potter właśnie leżał na łóżku w sypialni chłopców. Okropnie bał się tego, co będzie, kiedy dowiedzą się o tym, co zrobił. Wiedział, że groził mu Azkaban, a tam to już tylko śmierć.
W głowie szukał sposobu, by jakoś to wszystko odkręcić czy załagodzić, ale za wiele nie znalazł. Myślał, aż do północy, kiedy to usłyszał pukanie w okno. Na parapecie stała Hedwiga z małą karteczką w dziobie. Harry odebrał od niej liścik i dał jej troszkę przysmaku dla sów.
Wrócił do łóżka i po zasłonięciu zasłon wokół ramy, rzucił zaklęcie zapalające światło. Po chwili wahania odpakował list i aż sapnął...

Jestem pod wrażeniem Twoich umiejętności, Harry.
Lord Voldemort
PS. Czekam na więcej...!

7 komentarzy:

  1. O, Bosz... jakie to zajebiste... Szkoda jednak, że nie ma kolejnych rozdziałów. Chętnie poczytałabym o dalszych losach Harrego, Snape i Voldzia :P
    Pozdrowienka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że spodobało Ci się to opowiadanie. Niedługo pojawią się kolejne rozdziały i mam nadzieję, że także się spodobają. Pozdrawiam

      Usuń
  2. SUPER!! Chce więcej!! Jestem bardzo zaciekawiona dalszymi losami bohaterów. Czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Draco i Lucjusz kochankami? Cóż jakoś tego nie widzę, ale może... mam podejrzenia, że to nie Ron, dlaczego szedł do kwater Slytherinu i nazwał Hermionę szlamą, Voldemort miał trochę wspólnego z tym zachowaniem?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    rozdział swietny, Draco i Lucjusz są kochankami? no cóż jakoś tak gego nie widzę, ale może... mam prwne swoje podejrzenia, że to jednak nie Ron, czemu szedł do kwater Slytherinu i nazwał Hermionę szlamą? to trochę podejrzane... Voldemort miał trochę wspólnego z tym zachowaniem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    rozdział bardzo mi się podobał, chociaż Draco i Lucjusz są kochankami? jakoś tak tego nie widzę, ale może... mam pewne podejrzenia, że to jednak nie Ron, dlaczego szedł właśnie do kwater Slytherinu i nazwał Hermionę szlamą, czyżby sam Voldemort miał trochę wspólnego z tym zachowaniem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    rozdział świetny, Lucjusz i Draco razem, hmm jakoś tak nie wyobrażam sobie, ale może... wydaje mi się, że to tak naprawdę nie był Ron... nazwał Hermionę szlamą, szedł do kwater Slyherinu, czyżby Voldemort stał za tym?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń