17 kwietnia 2016

Prolog

Na dworze było bardzo pochmurno i od rana padał deszcz. Niebo, przykryte było szarymi chmurami, a ziemię okrywała wieczorna mgła. Dzień, rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego, właśnie się kończył, ale w Wielkiej Sali Hogwartu nadal siedzieli wszyscy uczniowie i prawie cała kadra nauczycielska. Brakowało tylko, znienawidzonego przez większość uczniów, nauczyciela Eliksirów, profesora Severusa Snape'a.
Severus, zamiast ucztować z wszystkimi, siedział w swoim sanktuarium w lochach i przygotowywał końcową wersję eliksiru, nad którym pracował od bardzo dawna. Kilka miesięcy zajęło mu, stworzenie idealnego eliksiru, który umożliwiłby spłodzenie potomka czarodziejom, w związkach homoseksualnych.

Już wiele takich par prosiło go, by spróbował zrobić dla nich ową miksturę, ale dopiero po tak długim czasie mógł zatwierdzić ją jako udaną. Było za nim wiele prób, ale opłacało się zniszczyć kilkaset składników, bo tym razem udało mu się stworzyć ideał.
Według jego receptury, której stworzenie zajęło mu większość czasu, do definitywnego ukończenia procesu przygotowania mikstury, Pan X powinien dodać do różowawej cieczy odpowiednią ilość własnego nasienia, po czym Pan Y powinien ową ciecz wypić, by nastąpiło zapłodnienie.
Po dodaniu spermy, eliksir miał, według ustaleń Snape'a, stać się pomarańczowy, co musiał sprawdzić, posługując się własnym nasieniem.
- Wystarczy kilka kropli... - zamruczał, trzymając jedną fiolkę, wypełnioną płynem, na wysokości oczów.
Z słoiczka z nasieniem odmierzył wystarczającą ilość i wlał do fiolki. Z naczynia buchnęła lekka mgiełka i po uspokojeniu się, mikstura zmieniła barwę na pomarańczową.
Zadowolony z rezultatu Severus, odłożył na półkę swoją fiolkę i zabrał się za rozlewanie reszty różowego wywaru do naczyń, a gdy wszystkie już były gotowe, ułożył je w specjalnej torbie i zaczął przygotowywać się do wyjścia. Wiele par z niecierpliwością czekało na jego wizytę i on nie chciał kazać im czekać jeszcze dłużej.
Snape wewnętrznie liczył na popularność i nagrodę, za zasługi dla czarodziejskiego społeczeństwa. Kilka razy już startował do tytułu „Najlepszego warzyciela eliksirów roku”, lecz zawsze znalazł się ktoś inny, którego eliksir był rzekomo cudem, a dla niego był zwykłym bezużytecznym koktajlem. Dla przykładu, wyróżnienie w poprzednim roku otrzymał Samuel Lauren, za napój, który miał poprawiać sprawność zawodników Quiddicha. Severus sądził, że takie coś nie pobije jego leku na 70% odmian nowotworu, ale się pomylił. Jury było tak niekompetentne, że to co stworzył Lauren, otrzymało tytuł ELIKSIRU ROKU, a Snape został odprawiony wraz ze słowami:
- Pana eliksir nie daje 100% pewności, więc nie może zostać przyjęte do rejestru mikstur leczniczych. Może kiedy ulepszy pan jego formułę...
Severus reszty nie słuchał, tylko opuścił ceremonię.
Teraz był prawie pewny, że wszystko jest tak, jak być powinno. A rodziny, które dzięki niemu będą mogły cieszyć się domem pełnym pociech, poręczą za skuteczność jego tworu.
Już nic nie mogło się skomplikować. Przynajmniej wtedy był tego pewny...
Nauczyciel szybko narzucił na siebie pelerynę, w jego ulubionym czarnym kolorze i pośpiesznie ruszył do wyjścia. Będąc tak bardzo ożywionym, zapomniał nawet o zamknięciu odpowiednio dobrze swojej pracowni. Zamknął tylko drzwi i popędził ku głównemu wejściu. Na jednych schodach zderzył się z jakimś uczniem, co nieco stępiło jego ekscytację. Oczywiście długo nie zajęła mu identyfikacja osoby, która na niego wpadła.
- Potter – warknął w stronę chłopaka, którego okulary upadły na podłogę.
Z wyrazem irytacji na twarzy, minął nastolatka i tym razem już nic nie zakłóciło jego drogi do drzwi.


Harry podniósł szybko okulary i ze smutkiem stwierdził, że są one prawie całkowicie rozbite. Lewa część pozbawiona była szkła, a druga miała je prawie w całości pokruszone. Nastolatek pozbierał co większe kawałeczki szkieł, włożył je do kieszeni i ruszył dalej, w dół schodów.
Profesor właśnie wyszedł, a to jego w tej chwili Potter potrzebował. Po chwili namysłu stwierdził, że w sumie to lepiej, że nauczyciela nie było, bo mógł bez problemu wejść do jego gabinetu i podkraść to, co potrzebował. A tym czymś był eliksir przeciw wszelkim bólom. Od kilku dni w nocy nasilały się one i chłopak nie mógł już spać. Zaczęły się po jego urodzinach, a trwały, aż do tej pory.
Gdy doszedł już do miejsca w lochach, gdzie mieściło się laboratorium i jednocześnie gabinet Snape'a, zaczął obawiać się, że nauczyciel zabezpieczył jakoś, tak ważne dla niego miejsce. Dopiero po kilku minutach zdecydował się położyć dłoń na klamce i nacisnąć. Na ten moment zamknął oczy, ale bardzo szybko otworzył je na nowo, gdy pod naporem jego dłoni, drzwi rozchyliły się.
Ostrożnie wszedł do środka, bojąc się, że Snape zastawił gdzieś pułapki na krnąbrnych uczniów i zdziwił się niezmiernie, kiedy po wejściu nadal żył.
Ostrożnie podszedł do ustawionej w kącie półki, na której stały różnokolorowe fiolki. Wyciągnął rękę i chwycił w dłoń pierwszą z nich, której kolor był najbliższy temu, który widział często u pani Pomfrey w Skrzydle szpitalnym. Przez to, że nie miał na nosie okularów, w ogóle nie zauważył znaczącej różnicy w zabarwieniu mikstur i dopiero, gdy wypił zawartość tej, którą trzymał w dłoniach, zorientował się, że to jednak nie ta, której w tej chwili, tak bardzo potrzebował.
Eliksir, który wypił, miał dziwnie słony smak, a moment po wypiciu, Harry zaczął czuć się jeszcze gorzej, niż wcześniej. Chciał oprzeć się o szafkę, gdy zaczęło mu się kręcić w głowie, ale tylko rozrzucił większość kolorowych ampułek.
Nagle zachwiał się i gwałtownie upadł na podłogę. Upadek był niezwykle bolesny, w dodatku jego głowa tak mocno uderzyła o kamienną podłogę, że pociemniało mu w oczach. Chciał wstać z podłogi, lecz silny ból głowy, pozwolił mu tylko na siad. Chwycił się za tył głowy i przeraził się niezmiernie, gdy wyczuł ciepłą i lepką substancję. Zaczął panikować.
W tamtej chwili Harry bardzo żałował, że zostawił różdżkę w walizce. Wiedział, że nikt mu nie pomoże, a tym bardziej sam sobie nie mógł pomóc.
Doczołgał się jakoś do ściany i zmęczony oparł się o nią. Syknął głośno, gdy rana z tyłu głowy, otarła się o ścianę.
„- Chyba, gorzej być nie może...” - pomyślał i prawie podskoczył, gdy ktoś z impetem wpadł do pomieszczenia.
- Potter! Obyś miał dobre wytłumaczenie na...
Reszty Harry nie usłyszał, bo zemdlał ze strachu i potwornego bólu. Na jego szczęście Severus Snape znał kilka zaklęć leczniczych i w porę zaleczył wszystkie rany nastolatka. Transmutował krzesło w prostą leżankę z poduszką i kocem, i umieścił na niej nieprzytomnego chłopaka.
Przed wyjściem z pomieszczenia upewnił się jeszcze czy stan jego ucznia jest stabilny i zostawił mu notkę:


Potter! Szlaban ze mną! Codziennie, przez cały miesiąc.
Profesor Snape.